A A A

Relacja Wojtka z wyprawy do Bośni - luty 2016.

Jest 4:45. Czwartek.
Gabryś parkuje swoje auto pod lidlem. Pakujemy graty do subaru i jeszcze raz wszystko liczymy.
Czy nic nie zostało. Nie jest to co prawda wyprawa do Syberii czy Kolumbii Brytyjskiej, ale lepiej mieć to, co chciało się wziąć.
Jeszcze tylko stacja, kawa, woda i 4:52 jesteśmy w drodze. Zastanawialiśmy się czy nie lepiej byłoby nam jechać przez Słowację, Węgry i w dół, ale rozsądek podpowiedział, że lepiej jednak trasą, którą znamy lepiej. Czyli Brno, Wiedeń, Graz, Maribor, Zagrzeb i dalej na Bania Lukę...
Trasa mija przyjemnie, wesoło. Zmieniamy się za kółkiem i każdy z nas próbuje zoptymalizować spalanie. O niestety 11,8 i lepij się nie da ;)
Odrobinę czekamy na granicy Chorwacko-Bośniackiej i potem jeszcze tylko 2 godziny do celu.
Jedziemy przez góry. Bo szybciej. Bo lepiej. Bo.... bo tak.
Niekończące się serpentyny, piękne widoki i ... śnieg. No skąd śnieg, jak śniegu miało nie być.
No sprawdzane było, że 8-12 stopni i śniegu ‘motyla noga’ niet!
Ale był... i temperatura jakoś dziwnie... 6, 3, potem 1 stopień. No słabo. Słabo.
Zjeżdżamy z gór w nadziei, że jednak w dolinach śniegu nie będzie. No ale jest. Dużo. Świerzy.
Trudno. Mówię do Gabrysia, że może nie będzie takiej tragedii. Może cokolwiek się uda złowić.
Cholera jakby było pięknie cokolwiek fajnego złowić w tych warunkach...
Dojeżdżamy prawie i o dziwo – wszędzie śnieg, ale nie w dolinie Ribnika i Sany.
Temperatura rośnie i gdy przejeżdżamy przez Ribnik pokazuje 6 stopni.
Nie jest źle !!! Jest wspaniale! Nawet jak nic nie złowimy to jest ekstra!!! .... zaraz .. jak to.
Musimy złowić. Musimy!
Podjeżdżamy do naszego przyjaciela Duro, który prowadzi Motel Aqua. Jest nad samą wodą co dodatkowo podkręca atmosferę. Lubimy tam jeździć.
Kwatery mają wszystko, czego potrzeba wędkarzom a na dole znajduje się restauracja, która serwuje wyśmienite bośniackie specjały. Wszystko domowo, smacznie i niedrogo.
Po zalogowaniu się do pokoi, nota bene tych, które zawsze zajmujemy przyszedł czas na małe piwo... albo 3. Nie od dzisiaj bowiem wiadomo, że po 3 piwach mnie muli i trzeba przejść na coś mocniejszego ;)
W tym dniu wybór był jedynie słuszny. Domowa gruszkówka.
No i jak zawsze pierwszego dnia – totalny reset by wymazać z głowy trudy podróży. By zapomnieć o tym jak daleka jest droga do domu. By obudzić się rano w świecie jakże innym od naszego. By zacząć łowić ryby z czystą głową.

Piątek. 8:00
No i jest reset. Gruby reset. Nic nie pamiętamy. Głowa jest czysta... ale boli ;)
Zaczynamy się zbierać. Przyjeżdża Ado, który oprócz tego, że jest lokalnym przewodnikiem, to znamy się już kilka lat i jest naprawdę dobrym kumplem.
Ci, którzy są w Bośni pierwszy raz i nie czują się na siłach odkrywać wody samemu lub po prostu nie chcą tracić czasu powinni skorzystać z jego usług, rad i fachowego podejścia do tematu.
Niektórzy pewnie zapytają – a dlaczego nie łowiliście od świtu ?!?! jak to nad wodę o 9:00 ???
Odpowiadam – wcale nie zaspaliśmy. Ribnik rządzi się swoimi prawami i wyjście nad wodę o tej porze roku przed 9 jest po prostu bez sensu. Wiedzą o tym Ci, którzy tu byli i łowili.
Z racji tego, że dzień jest krótki i łowimy w godzinach 9-17 nie planujemy przerwy obiadowej.
Na tą okoliczność zabezpieczyłem się samopodgrzewającymi się posiłkami i napojami, które doskonale zdały egzamin.
Jak łowimy? Ano po 30-40 minut na miejscówce i jedziemy dalej. W górę albo w dół rzeki. I oramy... I znowu w górę i w dół ...
Całe szczęście Gabryś przed wyjazdem odwiedził Vision w Krakowie. Poprosiłem go aby wziął mi bagażnik na wędki. Świetna sprawa. Polecam każdemu!

Dzięki temu, że nie musimy co chwilę składać i rozkładać wędek oszczędzamy masę czasu.
4 wędki non stop są uzbrojone. Duże Strimery na pływającej i tonącej lince oraz zestaw z nimfą (który potem okazał się zbędny).
Celem wyprawy bowiem są pstrągi. Ale tym razem duże pstrągi.
Może się uda, może nie ale cel wyprawy i motto jest jedno:
ALBO GRUBO ALBO WCALE !!!
Łowimy.
Podczas gdy Gabryś obławia jedno ze swoich wytypowanych wcześniej miejsc, ja zapinam pstrąga.
Walka, emocje. Podbieram go za ogon przy burcie.
Jest piękny. Duży. Robimy fotki i ryba wraca do wody.


Jest nieźle pomyślałem. Początek łowienia i już ryba powyżej 60cm.
Już jestem zadowolony. Właśnie tak chciałem wejść w sezon.
No ale nie jestem sam. Wołam Gabrysia i ten obławia miejscówkę nieopodal. Po 30 minutach .. jest!!!
Gabryś zapiął grubego pstrąga, który momentalnie puścił się w dół rzeki wybierając prawie całą linkę.
Są emocje. Jest radość, ale i strach, że ryba jest za mocna.
Hol jest emocjonujący. Dla Gabrysia na pewno, ale i dla mnie.
Lubię obserwować jak podczas holu kumple mają wywrotki w rzece ;) Nie wiem dlaczego.
Lubię ;) KAŻDY LUBI ;)
Gabryś jednak nie daje za wygraną i po kilu minutach lądujemy pstrąga.

Piękny samiec z dużą kufą. Również ponad 60cm.
Gabryś rzuca w euforii: „Wyjazd się zwrócił” ;)
I ma rację. Na samym początku łowimy kapitalne ryby i potem już pozostaje łowienie na luzie.
Wymarzony początek!
Tego dnia doławiamy jeszcze po jednej pięknej rybie.

I kończymy dzień totalnie wyczerpani.
Ah jakie kolory mają tutejsze pstrągi. Najpiękniejsze pstrągi na świecie.
Czas na relaks!


Sobota 8:00
Wszystko boli. Okazuje się, że są w ciele takie mięśnie, które są chyba tylko po to, żeby bolały.
Łowimy. Długo, zmieniamy miejscówki, łowimy. Dzisiaj cieeeepło. Pełne słońce.


W kulminacyjnym momencie mamy 14 stopni. Bajka. Ale czy dobre to dla nas?
Rezultat jest taki, że Gabryś w tym dniu zeruje, a ja łowię 3 piękne ryby. Mamy też i spady oraz kilka brań.






Atmosfera jest kapitalna. Jemy obiad, pijemy piwo i spać...

Niedziela 8:00
Wszystko boli jeszcze bardziej.
Jest zimno. Ewidentnie zmieniło się ciśnienie. Dzisiaj cały dzień pochmurno.
I zimno. I nijak. I ze 20 wędkarzy depcze nam najlepsze miejscówki nimfując za kalifą... za tęczakiem znaczy. Regularnie miejscowi wyławiają tęczaki które zbiegły z hodowli. Obojętnie czy ma 10 czy 40cm. Wszystko trafia do reklamówki i do domu.
No i wszystkie te czynniki sprawiły, że dzień jest kiepski.
Gabryś ratuje sytuację pięknym czarnym smoluchem na ok. 55cm i jeszcze jednym krótkim.

Ja łowię już zrezygnowany gdy nagle mam branie. Zacinam. Jest!
Holuję, walczę. Jest ciężko.
Ale mam już rybę pod nogami. Widzę ją ja i 2 miejscowych kolegów. Chłodno oceniam, że może 70-75cm... ale słyszę, że jest podobno większa. Bo widzą ją z boku.
Nagle ryba przewala się bokiem i widzę jak jest gruba i wysoka. Mały młynek i tracę.
Poszła...
Sięgam na koniec przyponu a tam rozwiązany węzeł.
No taki błąd przy takiej rybie.

Dzisiaj nie jestem zadowolony. Ryby na 0 i strata tej największej sprawiają, że mam doła.
Ale może w ostatnim dniu ???
Z racji tego, że nie chciałem nazat wozić butelki 18 letniego single malta zaproponowałem jej wypicie Garysiowi. Gdy ten, chciał dolać do niej coli (ale mu nie wypadało więc delikatnie zasugerował, że napije się gruszki) zacząłem pić ją sam.
To był dłuuuuugi wieczór.

Poniedziałek 8:00
Jestem już gotowy.
Śniadanko: ‘jaja na oko’ (Ci co byli to wiedzą). Kawka i gotowy do łowienia.
Dzisiaj ciepło od rana. Ale wiatr mocny całą noc szalał i teraz też nie ustaje.
Od samego rana mam silne parcie na wyrównanie rachunków.
I wyrównuję. Mam pięknego samca. Niesamowite kolory! Nie ma upragnionych 70cm ale jest obłędny!


Zmieniamy miejscówki łowimy dalej. Gabryś zapina i ląduje czterdziestaczka.
Łowimy. Próbujemy. Mieszamy. Czarujemy wodę.
No i Gabryś tak zaczarował, że wydłubuje sześćdziesiątaka z głębi tylko sobie znanym sposobem.

Jest pięknie! Gabryś ma już 2 sześćdziesiątki na swoim koncie. W pierwszym i ostatnim dniu.
Po jakimś czasie w kolejnym miejscu zapinam rybę i ja.
Hol jest ciężki ale wkrótce ryba ląduje w podbieraku.
Jest Duża. Do 70cm brakuje ciut ciut ;) dosłownie odrobinkę!

Ale to nieistotne. Jest to mój największy pstrąg potokowy. Po niego przyjechałem ;)
Oczywiście gdyby udało się złowić rybę z dnia ubiegłego... ale na to jeszcze przyjdzie czas ;)
W sumie w 4 dni złowiliśmy Gabryś 5 a ja 7 ryb.
Dla mnie była to wspaniała przygoda z pięknymi bośniackimi pstrągami.
Zdecydowanie warto było przyjechać.
Miało być albo grubo albo wcale. Czy było grubo? ... oceńcie sami!

Wojtek & Gabriel on Ribnik from fly fisher on Vimeo.